wtorek, 22 listopada 2022

Listopadowe natchnienie...

Hey!


Dobry wieczór! Co tam ciekawego u Was? Ja obecnie całe swoje skupienie poświęcam studiom. Listopadowe dni mijają mi w mgnieniu oka. Jeszcze nie tak dawno cieszyłam się kilkudniowej przerwy związanej z obchodzonymi na początku miesiąca świętami, obecnie swoje myśli kieruje już ku innym świętom... te grudniowe zbliżają się wielkimi krokami. Z jednej strony chciałabym już wkroczyć w ten wyjątkowy świąteczny czas, z drugiej natomiast wiem, że w styczniu czeka mnie okres wytężonej nauki, pełnej mobilizacji w zmierzeniu się ze studenckimi zobowiązaniami. Być może myślę o tym zbyt wcześnie, no cóż... taka moja natura. Chcąc podejść do sesji jak najbardziej rozsądnie, staram się powoli przygotowywać, by zmierzyć się z nią pełna optymizmu i nadziei w pomyślność uzyskanych wyników.
Listopadowe natchnienie, a to za sprawą mroźnych i orzeźwiających dni, które nie wiem jak Wam, ale mi nie pozwalają na chwile jesiennej melancholii. W pełni korzystam z nieco chłodniejszej pogody, celebrując czas w postaci spacerów. Te kilkanaście tysięcy kroków dziennie to dla mnie ogromna przyjemność, radość i niejako wyzwanie, by utrzymać aktywność fizyczną bez względu na towarzyszące warunki atmosferyczne. Tradycyjne spacery jako urozmaicenie codziennych treningów? Jak dla mnie rozwiązanie idealne, a co najważniejsze zdrowe. Pamiętajcie kochani, aby nie unikać wyjść z domu. Choć pogoda nie rozpieszcza, cieplej raczej nie będzie, więc warto się hartować. Im szybciej się zaadoptujemy, tym przyjemniej wkroczymy w prawdziwie zimowe dni, zwłaszcza że coraz częściej widzimy przebłyski zimowej aury. Śnieg pojawia się coraz częściej, być może to taki wstęp przed prawdziwie śnieżnym krajobrazem. Nie miałabym nic przeciwko!




Tradycyjnie do wpisu dołączam kilka ujęć. Po raz kolejny założyłam ulubiony jesienny płaszczyk, jego eksploatacja w ostatnim czasie jest dość namiętna. Tak jak pisałam w poprzednich wpisach cenię go przede wszystkim za oryginalny wzór, aczkolwiek jest to jedna z wielu jego zalet. Jest przede wszystkim ciepły i lekki w noszeniu zarazem, czuję się w nim bardzo komfortowo. Odpowiednia długość, przed kolano - idealna, by skomponować go zarówno z ulubionymi jeansami, jak i ołówkową czarną spódnicą. Płaszcz stanowi idealną bazę do jednolitych w barwie czapek. W poprzednim poście skomponowałam go z pikowaną czapką rybaczką, tym razem jest to czapka o podobnym fasonie, aczkolwiek wykonana z mega miękkiego, błyszczącego materiału. Inna, bardziej zimowa, a co najważniejsze bardzo urocza. Kolejna do kolekcji. Jestem nią szczerze zauroczona. 
Jest to dla mnie zmiana postrzegania o 180 stopni. Kiedyś bardzo stroniłam od nakryć głowy. Czym było to spowodowane? Nie wiem. Teraz natomiast działa to w drugą stronę, czapeczka, kapelusz, ciepła opaska - obowiązkowo i bardzo mi się to podoba. Zdecydowana zmiana, myślę, że w moim przypadku na lepsze!




Życzę wszystkim miłego wieczoru! Do zobaczenia w kolejnym wpisie. Pa! Pa!

4 komentarze:

  1. Super wyglądasz, ja chyba nigdy nie przekonam się do nakryć głowy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ślicznie :) Ja kiedyś nie znosiłam nakryć głowy. Tak często choruję na zatoki, że tylko czapki ratują sytuację :) Teraz się już z nimi polubiłam :) Bardzo ładny i twarzowy kapelusz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pieknie ♥
    Ja musze wiecej wychodzic na spacery. Co prawda, chodze regularnie na silownie, czy czasami cwicze w domu, ale w zeszlym roku o tej porze duzo wiecej spacerowalam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się do czapek chyba nigdy nie przekonam :D W zimie noszę jak już muszę, czyli tak już temperatura jest w okolicach 0 albo niżej ;) Ale Ty wyglądasz ślicznie :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz mobilizuje mnie do dalszego działania!
♥ ♥ DZIĘKUJE! ♥ ♥